www.tatrareh.pl

piątek, 5 października 2012

Krótko o praktyce


Praktyki jest to nieodłączna cześć naszej uczelnianej rzeczywistości. Jednakże, nie zawsze wyglądają one tak jakbyśmy się tego spodziewali. Mianowicie, rzeczą której nie lubię na praktykach jest pewna odrębność między częścią teoretyczną a właśnie praktyczną. Niestety, realia placówek publicznych pchają nas ku temu żeby czas się nie zgadzał, ilość zabiegów, kolejność czasem dawki a nawet rodzaj zabiegu. Ważne żeby zgadzało się to, co zostaje później w kieszeni. Opiekunowie praktyk owszem są osobami z autorytetem ale często trzeba zaciskać zęby i robić coś bzdurnego i w żaden sposób nie kształcącego. Tylko raz na praktykach czułem się jak ekipa doktora House’a. Uściślając: zadanie, burza mózgów, błąd, korekta przez senseia i kolejne zadanie. Na to niestety nie ma czasu i często musimy się spotykać z praktykami iście z kasy supermarketu.

Łatwo jest zawsze i wszędzie narzekać na to co nas bezpośrednio dotyczy, szkoda tylko , że równie bezpośredni nie jesteśmy w momencie kiedy nadejdzie okazja pewnej zmiany. Szkoda, ale to nie jest artykuł o zachowaniach społeczeństwa. Natomiast mogę śmiało powiedzieć, nie zagłębiając się w tajniki socjologii i żeby się nie skończyło na gadaniu trzeba wiedzieć co zrobić. W zasadzie sam nie wiem co mógłbym zrobić w sytuacji, kiedy byłbym magistrem pracującym w placówce publicznej. To na co mógłbym sobie pozwolić zależne było by od stanowiska w grupie społecznej gdzie są pracownicy, szeryf i prezes tudzież dyrektor. Zawsze pozostaje ryzyko, wyszkolę praktykanta i nie zostanę zwolniony albo się nie uda bo owe szkolenie nie jest opłacalne i zostanę zwolniony. Dobrze, załóżmy, że wybieram opcje z ryzykiem. Żeby kogoś czegoś nauczyć muszę sam wiedzieć co robić żeby osoba ucząca się zaczęła myśleć. Niejednokrotnie spotykałem się z sytuacjami kiedy studenci „piątkowicze” nie mieli bladego pojęcia co zrobić w danej sytuacji. Wiedzy im nie brakowało, ale nie potrafili skojarzyć wiedzy teoretycznej z praktyczną, inaczej, wiedzieli bardzo dużo o jednej dziedzinie i o drugiej ale nie mogli znaleźć wspólnego mianownika, mostu łączącego te dwie dziedziny. Sam mam z tym bardzo częsty problem, dlatego powinien być ktoś kto pozwoli mi wybudować wyżej wspomniane mosty. Kolejna sprawa to stereotypy terapii, gotowe konspekty na dane schorzenie, a każdy nawet zaczynający swoją przygodę w zawodzie wie, że to jest duży błąd i nie daje powodzenia w kuracji. Zaczynając praktyki ktoś mówi nam co mamy robić i tak jest tygodniami i mimo, że mamy w temacie praktyk planowanie terapii to i tak planowanie kończy się na tym którą wirówkę najpierw umyć albo które podkłady zmoczyć. Oczywiście, praktyki na pierwszym roku tak powinny wyglądać. Powinny polegać na przyglądaniu się, na drugim roku na pomaganiu w terapii a na trzecim na samodzielnym robieniu tego co powie nam opiekun. A już totalną porażką jest, kiedy student I roku magisterki naciska tylko przyciski na urządzeniach do fizykoterapii. A tak również bywa czego jestem żywym przykładem. Na całe szczęście w tym wszystkim są pasjonaci i zdarza się, że dadzą mocno się wykazać, nie zależnie od tego czy student jest dobry, przeciętny, a nawet słaby.

O praktykach pisze mi się dobrze bo uczęszczałem, uczęszczam i jeszcze chwilę będę uczęszczał.
Praktyki są wprowadzeniem do wielkiego świata fizjoterapii, dlatego fizjoterapeutę definiuje jego ostatnia praktyka.
J.Sz

Zachęcam do przeczytania postów z poprzedniego miesiąca (z lewej strony zakładka wrzesień).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz